Igrzyska Śmierci (The Hunger Games), Suzanne Collins

W piątek (23 III) miała miejsce polska premiera „Igrzysk Śmierci”  (The Hunger Games) w reż. Gary’ego Rossa. Jak głoszą hasła reklamowe – „na ten film czekał cały świat”. Cóż, ja nie czekałam, ale korzystając z weekendu postanowiłam sięgnąć po powieść Suzanne Collins, na podstawie której powstał film.
Opis: Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Głodowych Igrzyskach, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję.
Bohaterką, a jednocześnie narratorką książki jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny – musi troszczyć się, by zapewnić byt młodszej siostrze i chorej matce, a to prawdziwa walka o przetrwanie…
 The Hunger Games czas zacząć…
Po pierwsze muszę oddać Suzanne Collins, że umie pisać tak, aby czytanie było przyjemnością. Nie jestem żadną specjalistką od literatury młodzieżowej, ale z pozycji jakie miałam w dłoniach ten tytuł jest niewątpliwie interesujący. Ciekawy i jednocześnie podejmujący próbę „małej” dyskusji m.in. o tym, czym jest tożsamość czy jak wygląda kondycja współczesnego świata.
Katniss Everdeen
Jak to się mówi, dosłownie połknęłam książkę. Świat szesnastoletniej Katniss Everdeen pochłonął mnie totalnie. Narracja prowadzona w pierwszej osobie, przez wspomnianą bohaterkę, z taktownymi wprowadzeniami wspomnień do bieżącej akcji, okazała się strzałem w dziesiątkę. Sama Katniss jako postać przypadła mi do gustu. Do tej pory większość żeńskich bohaterek w tego typu literaturze odpychała mnie od siebie ckliwością, kretynizmem czy sztucznością. Dziewczyna zachowuje się co prawda niezwykle dojrzale jak na swój wiek, ale ma to swoje uzasadnienie w śmierci ojca i samodzielnym utrzymywaniu rodziny. Do tego nie wzdycha żałośnie do żadnego chłopaka, jak to już mają w zwyczaju postacie z powieści młodzieżowych. Proszę nie myśleć sobie, że mam coś przeciwko miłości w powieściach czy zakochanym nastolatkom. Problem w tym, że większość „miłostek” z kart współczesnej literatury młodzieżowej jest tak ckliwa, beznadziejna i za przeproszeniem debilna, że aż mnie odrzuca. Tymczasem Suzanne Collins przedstawiła mi dziewczynę, która powoli, bardzo naturalnie, i bez „ochów i achów” uświadamia sobie, że jej przyjaźń i bliskość z Galem być może jest czymś więcej, jest czymś innym. Do tego sytuacja w jakiej się znajduje, udział w Głodowych Igrzyskach Śmierci sprawia, że świat jej uczuć staje się jeszcze bardziej zagmatwany. Z czasem, z wyreżyserowanej miłości do Peety, w jej sercu rodzą się kolejne pytania i wątpliwości, czym jest bowiem pragnienie bliskości chłopaka, z którym z przymusu spędziła czas na igrzyskach? 
Nie wiem czy Katniss nadaje się na „bohaterkę” dla współczesnej młodzieży,  nie wiem czy może być bohaterką, ponieważ jej postać nie jest bohaterką. Nie jest również antybohaterską. Robi to, co musi. (Przecież inne dzieciaki biegające i walczące niczym gladiatorzy na arenie nie są źli czy gorsi od niej jako ludzie, oni też jedyne czego pragną to przeżyć).  Jej wyjątkowość dla mnie bazuje na tym, że nie wykrzykuje tanich i sentymentalnych frazesów do chłopaków oraz na tym, że bije od niej takie zrównoważenie połączone ze smutkiem spowodowanym życiem w świecie, w którym nikt, nawet dzieci, nie mogą być sobą. Do tego tak, jak Gale i Peeta chce zachować swoją tożsamość, chce być sobą mimo okoliczności losu. Pytanie tylko czy jest to możliwe w świecie, w którym władza poprzez swoje medialne macki stworzyła dożynkowego, krwawego Big Brothera…?
W duchu Orwellowskiego świata
Świat Katniss przywodzi na myśl skojarzenia z utworami Bradbury’ego („451 stopni Fahrenheita”) czy Orwella („Rok 1984”), filmami:  „Equilibrium” czy „Truman Show”. I to tylko te pierwsze, najbardziej oczywiste skojarzenia.
Kiedy Katniss snuje swoją opowieść o Dystrykcie Dwunastym nie potrafiłam uciec przed wrażeniem, że miejsce, które mi opisuje /w którym żyje, można znaleźć obecnie na uboczach wielkich miast i na dalekiej, biednej i zacofanej prowincji. Obok wielkiego, bogatego miasta, którego mieszkańcy żyją dbaniem o wygląd i szukaniem wrażeń gdzieś obok są prości ludzie skazani na głód i ubóstwo ze względu na politykę „góry”, która tutaj zamieszkuje Kapitol.
Krwawe dożynki
Być może życie Katnis, jej przyjaciół i rodziny, oraz mieszkańców Panem byłoby nawet znośne gdyby nie coroczne dożynki… Głodowe Igrzyska Śmierci przerażają tym, kto ma być gladiatorem i stanąć na arenie, a następnie walczyć na śmierć i życie. Przerażają tym bardziej, że nikt nie ma wyboru, to rozkaz władzy  z Kapitolu. Pozornie obywatele państwa Panem są tak naprawdę nikim więcej jak niewolnikami, tanią siłą roboczą i zabawkami w ręku psychopatów – garstki ludzi decydujących o losach większości – którzy mają stać się częścią wielkiego spektaklu medialnego. Demokracja? Nikt jej tutaj nie zna. Te igrzyska są także wyrazem zepsucia sfery ludzi trzymających władzę; ich chorych żądz i jeszcze bardziej chorej rzeczywistości. A oknem poprzez które oglądają rzeź jest telewizja. W jej światłach niewolnicy stają się na chwilę uśmiechniętymi celebrytami przebranymi w otrzymane fatałaszki i z fałszywą pozą, którzy za chwilę uzbrojeni w noże, łuki i oszczepy zaczyną się wybijać. Towarem medialnego widowiska staje się więc śmierć człowieka transmitowana na żywo dla mieszkańców Kapitolu. Dla nich dożynki to wielkie przeżycie, jak i  „ma być przeżyciem” dla całego Panem, zmuszonego do przyglądania się wielkiemu show.
Jak nie stracić swojej tożsamości…?
Powieść Collins to nie żaden traktat filozoficzny, to nawet nie książka dla tzw. ambitnych. To interesująca proza dla młodzieży stawiająca mądre pytania. Jak wygląda kondycja współczesnego świata? Dokąd może posunąć się bogaty człowiek w szukaniu dla siebie rozrywki? Dokąd potrafią posunąć się media w jej serwowaniu? Co znaczy życie człowieka? Czy można być sobą w ekstremalnych warunkach? Kim właściwie jestem? Czy stać się częścią machiny, czy też się jej przeciwstawić? Jak zamanifestować sprzeciw? Te i wiele innych pytań przewijają się przez fabułę powieści „Igrzysk Śmierci”.
Hipokryzja…
Chcąc czy nie chcąc jako czytelnik trzymałam od początku kciuki za Katniss i Peeta. To trochę chore, ponieważ wszystkie inne dzieciaki – postaci z powieści Collins biorące udział w igrzyskach – nie zrobiły nic złego. Po prostu zostały wylosowane, zmuszone. Każde z nich tak samo zasługiwało na przeżycie. Nie do mnie należy dzielić ich na tych dobrych i złych. A jednak w trakcie śledzenia akcji nie da się od tego uciec, podczas walki zawsze się komuś kibicuje…. Tym samym każdy z nas staje się widzem. Myślę, że w ten sposób Suzanne Collins chciała pokazać swoim czytelnikom – nastolatkom (bo to jest jej grupa docelowa), że w każdym z nas tkwi taki sam „widz” jakim są mieszkańcy bogatego Koloseum. Jesteśmy społeczeństwem podglądaczy żądnych wrażeń. Media wyłapują nasze słabości i ogłupiają nas (totalnie) robiąc z nich show – wielkie przeżycie. Tak się zastanawiam – kto jest gorszy: podglądacze czy ci, którzy produkują takie widowiska…?
Świat Katniss nie jest piękny. Jest szary, smutny i przerażający. Prawdziwą siebie odnalazła za ogrodzeniem Dwunastego Dystryktu, w lesie, podczas polowań. Wyrwana z niego stara się być sobą i przeżyć. Czy to możliwe? Trzeba sięgnąć po powieść, aby się samemu o tym przekonać.
W kategorii literatury młodzieżowej 7/10 dla „Igrzysk Śmierci” Suzanne Collins.
 (Opis powieści pochodzi ze strony wydawnictwa Media Rodzina)

Informacje o Alice

Fall in love with writing...
Ten wpis został opublikowany w kategorii Przeczytane i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na „Igrzyska Śmierci (The Hunger Games), Suzanne Collins

  1. Onibe pisze:

    hmm… Panem… w drugiej części państwo to powinno walczyć z wielkim i złym imperium Circenes i wtedy wszystko byłoby jasne ;-)

    • Alice pisze:

      heh, mam już drugi tom, zobaczymy co autorka wykombinuje;d Wkręciłam się w opowieść o Katniss więc niedługo możecie liczyć na recenzję drugiego tomu;)

  2. Ty o książce, a ja dziś trailer do ekranizacji Igrzysk… widziałam – koincydencja? ; )

    • Alice pisze:

      Film także już mam za sobą, napiszę o nim oczywiście. Mnie rozczarował i gdybym miała komuś doradzać to radziłabym kasę na bilet przeznaczyć na coś innego. Przede wszystkim źle go zmontowali, jak wcześniej nie czytało się powieści to brakuje naświetlenia wielu spraw, o których w nim mowa, a przez co można go odebrać jako trochę chaotyczny i płaski, momentami nudny. W filmie zabrakło wszystkiego tego, na czym opierał się sukces opowieści Collins czyli tempa i pytań z jakimi zostaje się po. Miałam to szczęście, że przed seansem przeczytałam książkę. Były ambicje na ambitniejsze kino dla młodzieży, skończyło się na ambicjach

      • Dobrze wiedzieć – wpierw książka, później ewentualnie film xD”’ To tak jak w przypadku choćby Norwegian Wood.
        Od dłuższego czasu ekranizacje cierpią na słabych scenariuszach. Ech.
        A może nie było ambicji (ze strony filmowców) na ambitniejsze kino młodzieżowe?

      • Alice pisze:

        Tak, słabe scenariusze to rzeczywiście poważny problem współczesnego kina. Pewnie po części wynika to z faktu, że przy jednym grzebie sztab ludzi, zlepiają go do kupy, no i podporządkowują się pod „modę” (co się konkretnego najlepiej sprzedaje, chyba nawet z Onibe niedawno o tym rozmawialiśmy przy okazji jakiegoś amerykańskiego filmu). Ale patrząc na to, co zobaczyłam w filmie „Igrzyska Śmierci” reżyserowi po prostu nie udało się tchnąć życia w to, co robił. Pytasz się czy może twórcy nie mieli ambicji? Mieli i ponieśli porażkę.

  3. To, co „modne” – tak, w filmach, ale i w książkach czy muzyce też się tak już dzieje, od jakiegoś czasu na szeroką skalę. Przykre.

    Ach, czyli mieli ambicje. Nie śledziłam tego – wczoraj się dowiedziałam o istnieniu tej książki.^^’ Szkoda.

    • Alice pisze:

      Wiesz Luizo, o ile jeszcze jakoś trawię oglądanie tego, co „modne” w kinie, to mnie prywatnie niesamowicie razi to w książce. Znakomitym przykładem są wampiry. Od pewnego czasu można było zaobserwować szał na ich punkcie w literaturze. Tylu debilnych historii, jakie powstały w ostatnim czasie nie potrafię pojąć. Pamiętam jak w tamtym roku ktoś podrzucił mi książkę o wampirzycy, która ma problem odnalezienia się we współczesnym świecie i wpada w zakupoholizm. Wierz mi, że przez pół godziny siedziałam i patrzyłam w ścianę jak przeczytałam opis książki. Ale to właśnie współczesna kultura masowa wykorzystuje, eksploatuje np. takiego wampira jak się da. Tymczasem dla mnie to zniewaga dla wampirów i wszelkich symboli. Uważam, że symbol , tak samo jako rytuał, ma wielką siłą i z istoty, które „powołano” do życia, aby wzbudzały strach nie powinny stawać się playboyami, miłościami życia czy kochanymi stworzeniami ze złą przeszłością, ale to tylko moje zdanie…

      Ja również Luizo do ubiegłego piątku nawet nie wiedziałam, że istnieje taka książka, z czystej ciekawości ją przeczytałam jak obejrzałam reklamówkę filmu

      • Mnie w filmach zaczyna to irytować w równym stopniu co w literaturze. Już ostatnio nawet odpadam przy oglądaniu różnych nowych serii anime (a anime to przecież czysty produkt popkultury).
        Wiem – wampiry są już od dawna wyeksploatowanym motywem. Zresztą nie tylko wampiry… No ale co na to poradzić, skoro jest „grupa docelowa”, która to łyka i nie grymasi, a wręcz przeciwnie, żąda więcej?

        A, rozumiem.^^’

Dodaj odpowiedź do Alice Anuluj pisanie odpowiedzi